Duże zmiany w Górniku. Nowy prezes, dyrektor i piłkarze. Mają ratować klub przed spadkiem

Adam Matysek i Łukasz Milik mają ratować Górnika Zabrze przed spadkiem. Ostatnie mecze ligowe wyraźnie pokazują, że już nie można lekceważyć kolejnych porażek i remisów, bo konkurencja nie śpi i za chwilę będzie źle.

Fot. gornikzabrze.pl
Matysek adam gornik zabrze

14. miejsce w tabeli i zaledwie dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. Do tego dochodzi seria pięciu meczów bez zwycięstwa. W Górniku Zabrze źle się dzieje, a jak na razie trudno zauważyć, aby ktoś w klubie miał pomysł, jak wyciągnąć drużynę z kryzysu. Pojawiło się jednak maleńkie światełko nadziei.

Debiut w roli prezesa

14-krotny mistrz Polski w końcu ma... prezesa. Tak, Górnik funkcjonował bez prezesa od sierpnia ubiegłego roku. W Zabrzu to jednak nic wyjątkowego, bo już w przeszłości zdarzały się okresy, gdy klub nie miał sternika. Przynajmniej takiego na papierze, bo każdy doskonale wie, że klubem rządzi z cienia prezydent miasta Małgorzata Mańka-Szulik.

Przy Roosevelta od pewnego nie było też dyrektora sportowego. Nie dziwi więc, że w klubie mocno kulała polityka transferowa. Z każdym okienkiem transferowym kadra wyglądała coraz bardziej przeciętnie, bo tych najzdolniejszych udawało się sprzedać, a w ich miejsce sprowadzano zawodników, którzy do dzisiaj nie zostali gwiazdami PKO Ekstraklasy.

Od 16 lutego prezesem jest Adam Matysek, a dyrektorem sportowym Łukasz Milik. Nazwiska obu panów są wszystkim doskonale znane. Pierwszy to słynny bramkarz m.in. Bayeru Leverkusen i reprezentacji Polski. Drugi to brat Arkadiusza Milika, ale także człowiek, który w Górniku jest już od dłuższego czasu.

To, co może trochę niepokoić, to fakt, że obaj działacze nie mają żadnego doświadczenia na stanowiskach, które będą zajmować. Matysek w ostatnich latach pracował jako trener bramkarz, był dyrektorem sportowym w Śląsku Wrocław i kończył kursy skautingowe. Czy sprawdzi się w roli prezesa? Tego nikt nie wie. Choć bardziej trzeba się zastanowić, czy znajdzie wspólny język z prezydent Mańką-Szulik, bo przecież kto nie tańczy, jak ona zagra, ten na długofalową pracę nie ma co liczyć.

Milik nigdy dyrektorem sportowym nie był. Obecnie w tym kierunku kończy specjalistyczny kurs w PZPN. Jego kandydatura jednak wydaje się być bardziej sensowna, bo w ostatnich latach był dyrektorem, ale akademii Górnika Zabrze. A tam radził sobie bardzo dobrze, bo do pierwszej drużyny regularnie trafiają młodzi i zdolni piłkarze, a niektórzy z nich już są w zagranicznych klubach.

Tutaj jednak także pojawia się dużo wątpliwości, bo nie wiadomo, jak będzie wyglądać zakres obowiązków Milika. Czy będzie w pełni odpowiedzialny za politykę transferową? Trudno w to uwierzyć, bo jego poprzednicy mieli wiele przebojów z panią prezydent.

Obserwując reakcję kibiców na te zmiany, trudno dostrzec euforię. Oni już przerabiali wiele zmian, po których dużo sobie obiecywali, a zawsze kończyło się tak samo, czyli kolejnymi odejściami. Oczywiście warto dać czas nowym sternikom Górnika, bo a nuż tym razem wszystko zaskoczy, a klub będzie funkcjonować tak, jak wszyscy tego oczekują.

Liga trwa, a oni dopiero robią transfery

Zmiany na stanowiskach kierowniczych to nie wszystko. W ostatnich dniach zabrzanie sfinalizowali dwa transfery. Z Łotwy sprowadzono Daisuke Yokotę, który w zakończonym jesienią sezonie strzelił osiem bramek i zdobył mistrzostwo kraju z Valmierą.

Umiejętności Japończyka na razie są wielką zagadką, ale lepiej znana jest wartość Borisa Sekulicia. To drugi zimowy transfer Górnika, a konkretnie powrót po kilku latach. Serbski obrońca w 2020 roku odszedł do Chicago Fire. W ostatnim sezonie amerykańskiej MLS rozegrał 33 mecze i może być dużym wzmocnieniem defensywy, z którą zespół Bartoscha Gaula ma duże problemy.