Na każde wezwanie - strażacy ochotnicy z Zabrza. Jest pasja, ale przydałby się nowocześniejszy sprzęt

Aura powoli, ale nieuchronnie zmienia się w zimową. To, paradoksalnie - oznacza coraz więcej pracy dla strażaków. Liczne zdarzenia drogowe spowodowane trudnymi warunkami pogodowymi - zrywają ich o każdej porze dnia i nocy. O ile dla Państwowej Straży Pożarnej - to po prostu dyżur - dla druhów ochotników - wezwania często po prostu wyrywające ich z łóżek.

Zabrze112.pl
Oprócz średniego wozu bojowego, przydałby się lekki

Nie inaczej jest w OSP Mikulczyce. Licząca blisko 35 druhów jednostka - "w linii", czyli tych wyjazdowych, ma 23. Ludzi, którzy postanowili poświęcić swój wolny czas dla ratowania ludzi. A roboty jest co nie miara.

- W okresie zimy mamy mnóstwo zdarzeń drogowych. Kierowcy nie końca zachowują czujność i kończy się to interwencją straży. Do tego dochodzi sezon grzewczy i zwiększona liczba zdarzeń powodowanych właśnie ogrzewaniem. Od zatruć tlenkiem węgla, po pożary mieszkań czy piwnic, gdzie składowany jest opał - mówi naczelnik OSP Mikulczyce, Bogdan Trojanowski.

W OSP nie można się nudzić

Tylko jednostka zabrzańskiej Ochotniczej Straży Pożarnej z Mikulczyc - do końca listopada wyjeżdżała już 160 razy. Od momentu zgłoszenia potrzeby w systemie- na wyjazd mają 15 minut. Wydaje się dużo? Zapewne, ale straż ochotnicza zwykle nie pełni dyżuru bojowego. A to oznacza, że w owe 15 minut strażacy ochotnicy muszą dotrzeć do jednostki z domów, przebrać się i wyjechać do zdarzenia.

- W trakcie lockdownu też mieliśmy pełne ręce roboty. Pomagaliśmy potrzebującym, rozwoziliśmy maseczki, płyny dezynfekujące. Strażak ochotnik musi znać się na wszystkim. Potrafić udzielić pomocy - to jedno. Ale przydaje się znajmość budownictwa, chemii, prawa. Dlatego w swoich szeregach mamy różne grupy zawodowe - od studentów, przez pracowników magistratu, policjanta, a nawet księdza - podkreśla naczelnik.

Dobrze wyposażeni, ale zawsze coś się przyda

Wprawdzie ochotnicze straże są finansowane z budżetu gminy i ich podstawowe potrzeby są realizowane na bieżąco - zawsze przydałoby się więcej. Z prostego powodu - strażacki sprzęt, zwłaszcza ten osobisty, zużywa się. A do tego - do najtańszych nie należy.

- Mówimy o potrzebach bieżących - wkładkach do butów czy ubraniach. To się błyskawicznie zużywa w akcjach. A samo ubranie strażaka, to koszt około 5-6 tysięcy złotych. Są też tak zwane "marzenia". Chcielibyśmy mieć na wyposażeniu czujniki wielogazowe czy kamerę termowizyjną. To na pewno wspierałoby nas w działaniach, a taki sprzęt zwiększałby bezpieczeństwo mieszkańców - dodaje Trojanowski.

Dodatkową kwestią są pojazdy. Wprawdzie na stanie jest nowy, średni wóz bojowy, przekazany z "państwówki", druhowie z Mikulczyc zabiegają o lekki - pojazd do 3,5 tony, który zastąpiłby wysłużonego, 30-letniego Żuka.

- Taki pojazd na 6 osób, ze zbiornikiem na 300 litrów wody, wyciągarką, masztem oświetleniowym przydałby się do wyjazdów na mniejsze zdarzenia. Nie musielibyśmy wtedy na przykład na wiatrołomy, niewielkie pompowania czy drobne zdarzenia drogowe wysyłać tego średniego - mówi naczelnik OSP Mikulczyce.

Miasto pomaga strażakom ochotnikom

I tu jest światło w tunelu. Jak się dowiedzieliśmy w zabrzańskim magistracie - zakup takiego wozu jest już zatwierdzony. Ochotnicy z Mikulczyc mają go dostać w przyszłym roku. 150 tysięcy złotych zostało zagwarantowane w budżecie miasta, drugie tyle ma dołożyć Państwowa Straż Pożarna. To sporo, bo na funkcjonowanie jednostki jest przeznaczane 250 tysięcy w skali roku. To nie jedyna jednostka, która wzbogaci się o nowy sprzęt - w tegorocznej edycji Budżetu Obywatelskiego wygrał wniosek OSP Grzybowice - tam udało się pozyskać 150 tysięcy na na modernizację wozu gaśniczego z wymianą silnika i osprzętu, z kolei OSP Makoszowy - dostało nowy wóz ratowniczo-gaśniczy za 800 tysięcy, z czego 200 dołożyło miasto. Pozostałą część udało się pozyskać ze środków Funduszu Sprawiedliwości.