Nietrzymanie moczu u dziecka. Jak temu zaradzić?

O problemie nietrzymania moczu u dzieci rozmawiamy z dr n. med. Andrzejem Grabowskim, chirurgiem dziecięcym, specjalistą urologii dziecięcej w Klinice Chirurgii Wad Rozwojowych Dzieci i Traumatologii w Zabrzu.

Dr n med andrzej grabowski

Nietrzymanie moczu u dziecka. Brzmi zaskakująco. Czy to częsty problem?

Bardzo częsty. Wg. piśmiennictwa – dotyczy nawet co piątego dziecka w wieku 7 lat. Sprawdziliśmy – wraz ze studentami rozdaliśmy ankiety u 1000 rodziców dzieci szkolnych. 16% ich dzieci ma problemy z nietrzymaniem moczu. A prawdopodobnie więcej, tylko rodzice nie zdają sobie z tego sprawy. Co więcej – polowa z tych dzieci była leczona, ale nieskutecznie.

OK. Zdarza się często. Ale czy to problem poważny?

Tak. Jego znaczenie jest niedoceniane, tak przez rodziców, jak lekarzy oraz niestety decydentów. Często nietrzymanie moczu łączy się z zaburzeniami psychicznymi – i to prawda – u połowy dzieci z tym problemem występują zaburzenia psychiczne. Tylko nie są one najczęściej przyczyną, a skutkiem nietrzymania. Wg. dostępnych badań zmoczenie bielizny w szkole jest dla dziecka trzecim największym (najgorszym) przeżyciem – po śmierci lub rozwodzie rodziców!

Skąd się bierze nietrzymanie?

Absolutnie najczęściej – ze złych nawyków. Co ważne, nie są one efektem złej woli, czy winą dziecka, stąd kary i nagrody nie działają. Są efektem wymagań cywilizacyjnych – od czasu zdjęcia pampersa dziecko uczy się trzymać mocz, nie jak i kiedy go oddawać. Część z nich nie radzi sobie z rozpoznawaniem stosownych sygnałów – parcia na pęcherz, poczucia jego wypełnienia. A świat – wraz z zwiększeniem ilości bodźców szturmujących układ nerwowy – tego nie ułatwia.

To co należy zrobić?

Żeby uniknąć nietrzymania, musimy rozpocząć tzw. trening czystościowy około pierwszego roku życia dziecka, ale nie wyznaczać czasu jego zakończenia – to proces różnie długi. Należy unikać dodatkowych, niepotrzebnych bodźców – jak grające nocniki na przykład, ale także kar. Trzeba być łagodnym ale konsekwentnym, i zaufać dziecku ale też patrzeć na to co wyraża mową ciała, nie słowami. Każdy wie, jak zachowuje się dziecko, które “nie może wytrzymać”. Podobne chociaż dyskretniejsze objawy występują wcześniej i to je należy powiązać z oddaniem moczu, tak aby dziecko wytworzyło sobie prawidłowe odruchy. To co się dzieje nigdy nie jest jego złą wolą a często nieumiejętnością lub konsekwencją złych chociaż mimowolnych decyzji.

A jeśli już mamy nietrzymanie?

Jeśli poza tym nic się nie dzieje (nie ma infekcji dróg moczowych, parć naglących) to do do piątego roku życia cierpliwie czekać – tak długo mogą się rozwijać prawidłowe nawyki. Potem trzeba porozmawiać z lekarzem – może to być lekarz rodzinny, pediatra. Wykluczyć choroby takie jak moczówka czy cukrzyca prostymi badaniami z krwi. Odróżnić nietrzymanie dzienne od nocnego. Zastosować podstawowe zalecenia. Przyjrzeć się diecie i ilości spożywanych płynów. Rozwiązać problem ewentualnych zaparć…

Zaparć?

Tak. Zaburzenia oddawania stolca to druga duża grupa zaburzeń fizjologicznych czynności i często współwystępują z nietrzymaniem moczu. Do tego stopnia, że wyleczenie zaparcia umożliwia ustąpienie nietrzymania moczu nawet u połowy dzieci. Same zaparcia są niestety mniej alarmujące nić nietrzymanie moczu. Nie dość że każdy zakłada, że jeśli kupka jest codziennie to nie mas problemu to jeszcze nikt nie patrzy na jej konsystencję ani towarzyszące oddawaniu stolca objawy. Nawet popuszczanie stolca, brudzenie majtek kałem, często uważane jest za efekt niewystarczającego wytarcia po oddaniu prawidłowego stolca a nie za następstwo przepełnienia jelita nie oddanym stolcem.

A jeśli brak efektu pierwszych działań, lub lekarz rodzinny nie potwierdza problemu?

Udać się do specjalisty – nefrologa lub urologa, który spróbuje skoordynować wielospecjalistyczną pomoc, jakiej może potrzebować dziecko. Zajmie się też diagnostyką przy podejrzeniu wady wrodzonej. Powinny istnieć centra, które będą w stanie taka skoordynowaną pomoc zapewnić. Ze stosownym sprzętem, ale co najważniejsze z personelem, który się dziećmi i ich rodzicami zaopiekuje – bo w tej przypadłości dużo zależy od zrozumienia problemu, omówienia go w atmosferze wzajemnego zaufania.

Takie pracownie istnieją w Gdańsku i w Warszawie, ale wymagają dużej ilości dobrej woli ze strony administracji szpitali, bo NFZ nie uwzględnia leczenia i poradnictwa w nietrzymaniu w swoich procedurach, krótko mówiąc – nie płaci za nie. A to działania wymagające nie tylko zaangażowania wielu osób: przeszkolonych pielęgniarek - uroterapeutek, fizjoterapeutów, lekarzy różnych specjalności, ale przede wszystkim czasu.

Ponadto dobrze byłoby mieć możliwość zajęcia się dzieckiem w trybie stacjonarnym – przyjęcia go na kilkudniową szpitalną obserwację i terapię, gdzie pacjentem zajmie się znowu dedykowany do tematu personel. Nie da się takiego leczenia prowadzić przy okazji zwykłej pracy oddziałowej. Znam takie ośrodki z Utrechtu i Cincinnati. Wiem, że się sprawdzają.

A co jeśli dziecko nie będzie leczone? Może samo przejdzie? Przecież nikt z nas nie słyszy o nastolatkach z tym problemem...

Faktycznie, wraz z wiekiem część pacjentów przestaje mieć objawy nietrzymania. U części z nich jest to efekt wzrostu siły zwieraczy zewnętrznych, które utrzymują mocz i kał. Jest to jednak nieprawidłowa kompensacja problemu. I co istotne, nietrwała. Nadal występują infekcje dróg moczowych. Nadal trwają zaparcia. Jestem też przekonany że za licznymi przypadkami trapiących populację dorosłych tzw. chorób cywilizacyjnych jak uchyłkowatość jelita, zespół jelita drażliwego czy nietrzymanie wysiłkowe moczu stoją nierozwiązane problemy z okresu dzieciństwa.